"CZŁOWIEK - ZWIERZĘ, KTÓRE POTRAFI CIERPIEĆ PRZEZ TO, CZEGO NIE MA."
~EMIL CIORAN
Stałam w osłupieniu, zamroczona, jakbym na chwilę zniknęła stąd.
Straciłam poczucie czasu i rzeczywistości. Stałam, nie odczuwając praktycznie nic tylko te słowa brzęczały mi w głowie, które były jak wyrok śmierci.
-To... szaleństwo, Tsunade - wychrypiałam, przerywając ciszę.
Za oknem niebo było pokryte burzowymi chmurami, z których hektolitry wody spadały na ziemię. Od czasu do czasu błyskawica rozjaśniła świat, ukazując swój blask ledwie na sekundę i przerażając swym grzmotem. Przyjemne i uspakajające mnie zazwyczaj uderzanie kropel o szybę były niczym krople moich łez.
-To jedyny sposób, Sakura. W tym świecie - świecie shinobi - niektórzy muszą ryzykować - wygłaszała swoje mądrości, doprowadzając mnie do szału.
Jej spokój, postawa, wszystko mnie irytowało.
Patrzyłam w jej orzechowe oczy z mieszanymi uczuciami.
-A co, jeśli zginę? Jeden z lepszych medyków w Konoha.. To nie za duże ryzyko? - wypytywałam, prawie załamującym się głosem.
-Sakura... jesteś jouninem, do cholery, moją uczennicą. Co to za postawa!? - ryknęła, czemu towarzyszył huk pioruna.
-No właśnie, twoją uczennicą. Nic dla ciebie to nie znaczy, że mam podjąć się misji samobójczej?! Nie mam praktycznie szans! - Rozłożyłam ręce, krzycząc.
Nie chcę umierać, nie chcę. Nie teraz, do cholery! - mój mózg przeklinał Tsunade i jej durne pomysły.
Niedawno udało mi się wejść na poziom jounina, chciałam w końcu coś osiągnąć, a teraz mam...
-Właśnie, że jako jedna z niewielu masz! Masz predyspozycje do wykonania misji. Wszystko zaplanowane, nie tak cię uczyłam, Sakura! - krzyczała. -Zresztą, nie masz wyboru. - Zaschło mi w gardle na jej surowy i okrutny ton.
-Jak to? - zapytałam skołowana, cofając się o krok ze łzami w oczach.
Zawsze jest wybór! - brzęczało mi w uszach.
-Ja, hokage wioski Liścia, wysyłam ciebie, Sakurę Haruno, jounina wioski Liścia, na misję przedarcia się do szeregów Akatsuki i szpiegowanie tejże organizacji. - Wyrok zapadł.
Nie mam już wyboru. Od kiedy stałam się geninem nie mam prawa przeciwstawić się hokage. Chociażbym miała umrzeć, co miało chyba niedługo nastąpić.
-Dobrze, hokage-sama. Życzę miłej nocy - powiedziałam oficjalnie, odwróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i wyszłam, trzaskając drzwiami.
Usłyszałam na pożegnanie jedynie i trzask pięści o blat i ledwo słyszalny szloch.
Chyba nie tylko mnie było trudno.
Po moich policzkach spłynęły łzy.
To wszystko to jedno, wielkie szaleństwo.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cóż, oto prolog.
Jakoś nie miałam weny na tamtą historię. Kiedyś miałam zaplanowane kilka rozdziałów w przód, a teraz... Pustka, kompletna pustka. Jednak pisanie w świecie rzeczywistym to nie mój żywioł.
Trzymajcie się
Rose 51